Fot: Adam Chmara
Kubuś. Tak zawsze do Niego mówiłam, bo uczyłam Go od dziecka, od IV klasy. Był wtedy mniejszy ode mnie. I choć teraz miał jakieś 195 cm wzrostu i musiał mocno schylać się, żeby mnie uściskać, w moim sercu na zawsze pozostanie Kubusiem.
Był wyjątkowy. Pod każdym względem. Zawsze wyróżniał się niezwykłą osobowością, kulturą osobistą i dobrym wychowaniem. Był wzorem dla innych. Niezwykle utalentowany muzycznie, ambitny, kreatywny, pracowity, sumienny. Miał tyle marzeń.
W tym roku zdawałby maturę. Chciał zostać budowlańcem.
W Orkiestrze "Campanella" był wyróżniającym się gitarzystą, dlatego grał partie solowe. Zawsze nauczony, opanowany, poukładany wewnętrznie, zdyscyplinowany. Zawsze mogliśmy na Nim polegać. Dusza towarzystwa. Tworzył niesamowity klimat w Orkiestrze. Będzie nam Go bardzo brakowało.
Kubuś swoją przygodę z Muzyką rozpoczął w wieku 10 lat, w Ognisku Muzycznym "Toccata" w Cekcynie, które ukończył z wyróżnieniem w 2017 r. Uczył się gry na gitarze klasycznej u Adama Filipskiego. Uczęszczał też na zajęcia z umuzykalnienia. Już wtedy wiedzieliśmy, że Kubuś jest niezwykle utalentowany muzycznie. Zaproponowaliśmy Mu, by grał w Orkiestrze "Campanella". Swoimi niezwykłymi umiejętnościami bardzo podwyższył poziom artystyczny Orkiestry. Był jej filarem, ponieważ solówki zawsze grał perfekcyjnie i z ogromną lekkością.
Kubuś miał nagrywać partie solowe na gitarze także na nowej naszej płycie. Niestety nie zdążył. Dlatego VIII płytę Orkiestry "Campanella" dedykuje właśnie Jemu, naszemu najlepszemu gitarzyście -
JAKUBOWI MEIROWSKIEMU!
Jesteśmy zdruzgotani odejściem Kubusia i nie dociera do nas jeszcze, że nie ma Go już wśród nas. Bardzo wszyscy cierpimy, bo był częścią naszej muzycznej rodziny. Zawsze będzie w naszych sercach.
Pozostały nam nagrania z koncertów, filmiki z życia Orkiestry, zdjęcia i pamięć o NIM, jako wspaniałym Człowieku.
Bardzo współczujemy Rodzicom Kubusia i Jego młodszym Siostrom, Karinie i Mai.
Odpoczywaj w pokoju, Kubuś. (*)(*)(*)
Anna Filipska
Kubuś, jako uczeń gry na gitarze, posiadał tak jak wszyscy, średnio 5% talentu. Reszta to była ciężka praca poparta obowiązkowością, odpowiedzialnością, zainteresowaniem, zamiłowaniem, wsparciem Rodziców. W początkowym okresie nauki, przez kilka miesięcy Kubuś musiał zapisywać w dzienniczku poszczególne dni tygodnia i czas jaki poświęcił na ćwiczenie. Często potwierdzone podpisem Rodziców. Cieszyło mnie to, że owe 5% ciągle rośnie. Kuba też to widział. Osiągał coraz większe swoje sukcesy. Pamiętam jak pierwszy raz, oprócz typowych etiud i sonatin, dostał do rozczytania akompaniament gitarowy „Stairway to Heaven” zespołu Led Zeppelin. Po tygodniu zagrał go prawie bezbłędnie. Na solówki przyszedł czas później, już po ukończeniu Ogniska. Ta pamiętna i rewelacyjnie wykonana to „Who Wants to Live Forever” zespołu Queen. No i wreszcie „Bohemian Rhapsody” i ostatnie wykonanie, perfekcyjne i nienaganne. Żałowałem, że nie nagrałem tego, ale teraz myślę, że tak lepiej. Każdy niech pielęgnuje w pamięci to, co usłyszał w ostatnią sobotę. Dobrze, że Dominik w ostatnim wykonaniu podgłośnił tak jak trzeba.
W astronomii funkcjonuje pojęcie „horyzontu zdarzeń”. Jest to granica, po przekroczeniu której nie ma już powrotu. Kubuś już ją przekroczył. Tak jak gwiazda przekraczająca horyzont zdarzeń znika z widoku teleskopów i zabiera z sobą cały swój blask, który potem często zostaje wyrzucany z ogromną siłą w formie dżetów energii, tak niech ta dobra energia, którą Kuba daje nam wszystkim, zostanie w nas jak najdłużej. Na zawsze.
Kubuś już idzie schodami prosto do nieba i będzie żył wiecznie.
Adam Filipski
Może znałem Go tylko, przez pryzmat "Campanelli", ale to najczystrzy pryzmat, jaki mógł pokazać mi Jego kolory.
Remigiusz Dończyk
Kuba zawsze emanował ciepłem i pozytywną energią. Był dla mnie jak Słońce. Pomimo tego, że Jego Słońce zaszło, w mojej pamięci będzie świeciło na zawsze.
Julia Kaczmarek
Nie byłam przyjaciółką Kuby. Zamieniłam z Nim może tylko parę słów. Był miły i miał talent. Zawsze Go podziwiałam za to, że grał wszystkie solówki na gitarze. Gdy się dowiedziałam, że umarł to myślałam, że to żart. Ale to była prawda. Gdy Pan Adam wstawił post o Kubie to już się rozpłakałam. Jutro pogrzeb i na pewno będę płakać.
Inka Wamke
Niestety nie zdążyłam lepiej poznać Kuby. Często Go widziałam i zawsze był wesoły. Świetnie grał na gitarze. Jego „Bohemian Rhapsody” było fenomenalne. Zawsze był przygotowany i swoim entuzjazmem do gry zarażał wszystkich wokół. Nawet jeśli nie poznałam Go lepiej z pewnością mogę stwierdzić, że był bardzo dobrym człowiekiem.
Hanna Chmara
Jakub Meirowski … Kuba Meirowski … Kubuś. Pamiętam Go, jako małego szkraba, którego spokojnie przewyższałem o głowę, kiedy wchodził do orkiestry. Zawsze uśmiechnięty, choć na początku nieco wstydliwy. Na każdym spotkaniu orkiestrowym, próbie, koncercie ujawniał kolejne oblicza swojego talentu wzmocnionego potężną pracą. Postęp jaki zrobił w grze przez ostatnie lata to coś niesamowitego. Na ostatniej próbie podpytywałem się Go jak prawidłowo trzymać gryf gitary, rozmawialiśmy też chwilę o markach, modelach gitar. Na koncertach zawsze zdawał się być oazą spokoju, a niewątpliwie zawsze był źródłem uśmiechu, z którego wszyscy czerpaliśmy garściami. Był bardzo utalentowanym muzykiem oraz wspaniałym kompanem. Na ostatniej próbie, podczas przerwy, stojąc obok na korytarzu szkolnym pochyliłem się w Jego kierunku, by przyjrzeć się jakiejś części Jego ubioru, nie pamiętam już konkretnie której. Kubuś w tym momencie uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie jak dziecko. Przerósł mnie. Uśmiałem się wtedy i powiedziałem: „Mały Ty jesteś za duży”. Takiego Go też zapamiętam. Mały, Wielki człowiek o wielkim sercu, z którym zawsze można był pogadać na każdy temat, który zawsze pomagał jak tylko mógł. Mężczyzna z klasą.
Tymoteusz Skoda
Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Najpierw wspólnie uczęszczaliśmy na zajęcia aikido, które okazały się krótkim epizodem, szybko zastąpionym przez zbiórki harcerskie. Potem nadszedł czas gimnazjum i 3 lata spędzone w jednej klasie, wyjścia na rolki, na plażę, dodatkowe zajęcia z angielskiego, sobotnie próby orkiestry „Campanella”, w końcu liceum i wiążące się z nim codzienne dojazdy pociągiem. Przez pierwsze miesiące skarżyłeś się jak ciężko jest na polskim, ja nie mogłam sobie poradzić z matmą. I tak już potem zostało, że Ty tłumaczyłeś mi zadanka z Kiełbasy, a ja opowidałam Ci fabułę omawianych lektur, do których czytania nigdy nie mogłeś się przemóc. Jak to na mafiza przystało.
Jednak cofając się do początku początków to nasze pierwsze rozmowy dotyczyły muzyki. A dokładniej umuzykalnienia i egzaminów u państwa Filipskich, które każego napełniały grozą. Później było o wiele łatwiej, bo z wiekiem zrozumieliśmy, że żeby nie płakać na zajęciach musimy ćwiczyć w domu. I to dużo. Właśnie dzięki ciężkiej pracy popartej obowiązkowością stałeś się tak dobrym gitarzystą. Podziwialiśmy Cię wszyscy. Bo podczas Twoich solówek, oprócz właściwych dźwięków słychać było, ile frajdy sprawia Ci gra. Bawiłeś się muzyką i nie ograniczałeś się tylko do gitary. Z fletem prostym też sobie radziłeś. Jeszcze paręnaście godzin przed wypadkiem wkurzałeś nas przez kamerkę tą nieznośną melodią ze Spongeboba. Często doceniałeś właśnie nietuzinkowe kawałki. Taki już byłeś, pozytywnie zakręcony. Gdy w orkiestrze podczas występów zapominaliśmy o obowiązkowym scenicznym uśmiechu, wystarczył jeden rzut oka na Ciebie, a musieliśmy powstrzymywać śmiech. Będzie nam Ciebie bardzo brakowało Meiro.
Teraz na każdym koncercie nadal będziesz mógł siadać wśród nas. Zawsze czekać będzie na Ciebie wolne krzesło. Do zobaczenia po tamtej stronie.
Zofia Rajzer